RSS

Archiwa tagu: seks

Co wsadzasz buldogowi w pysk, czyli o oprogramowaniu

Nowej notki dawno nie było, gdyż chęć pisania została całkowicie zabita przez przerażające i krwiożercze widmo matur, jednakże te już się skończyły, zatem mówię: oto jestem. Dzisiaj dla odmiany od wpisów o seksie, dodam wpis o braku seksu.

Dzięki ciągłej promocji i niesłabnącej sławy mojego bloga wśród facebookowych trolli licznik odwiedzin szaleje.

Dziękuję, mi i innym trollom naprawdę fajnie wrzucało się gejowskie foty na wydarzenie „Stop homopropagandzie…” i mamy nadzieję na powtórkę z rozrywki 🙂

Do napisania notki skłonił mnie artykuł w najnowszym Newsweeku, którego autor powołuję się na badania HSBC dla WHO i stwierdza, że Polki są najcnotliwszą nacją w Europie, bowiem aż 87% piętnastolatek z kraju nad Wisłą jest dziewicami, podobnie 81% pięnastolatków inicjację ma jeszcze przed sobą.

Cnotliwość kraju miarą ciupciania gimnazjalistów – dobre hasło wyborcze, może Korwin się skusi.

 Pomijając zagadkę metodologii badań, wyniki byłyby dla mnie zatrważające, gdyby nie to, że w tym pokoleniu się wychowałem. Tym niemniej fakt, że co piąty młody Polak i co ósma Polka mają dosyć frywolny stosunek do stosunków, jest dla mnie trudny do przełknięcia.

Nie martw się, za piątym razem się przyzwyczaisz. Tylko staraj się nie puścić nosem, to naprawdę niehigienicznie wygląda.

Otóż seks jest najwyższą formą zjednoczenia dusz kobiety i mężczyzny w jedną, wspólne osiągnięcie nirwany.

Technicznie to do nirwany była chyba potrzebna asceza, która trochę tak nie bardzo po drodze z seksem, ale dobra, idziemy dalej…

 Przeżycie nie tylko cielesne, ale też – a być może przede wszystkim – metafizyczne. I jako takie powinno być zarezerwowane wyłącznie dla tej jedynej bądź tego jedynego, czyli żony bądź męża.

Logika: coś jest fajne? Nie róbcie tego!

Pewnie w tym momencie padnie zarzut fizjologicznej potrzeby stosunku: “Panie bloger, człowiek musi sobie podupić, bo inaczej ciężko żyć”.

A tam, blogerzy akurat nie muszą, my się masturbujemy własną twórczością. Khem.

Takie postawienie sprawy sprowadza człowieka do marnego zwierzęcia, które kieruje się wyłącznie pierwotnymi instynktami, tym samym zatem wyzbytego z człowieczeństwa. Jeżeli szanowni czytelnicy czują się zdziczałą zwierzyną, to nie odmawiam Wam prawa do zaspokajania potrzeb gdzie i z kim popadnie. Ja jednak czuję się predystynowany do wyższych celów niż zwyczajne istnienie i folgowanie żądzom.

Brak zachowania czystości do ślubu = uprawianie seksu gdzie popadnie. W prezerwatywach, jak zwierzęta.

Swoją drogą bardzo dziwi i intryguje mnie podejście dzisiejszego społeczeństwa.

Mnie też intryguje podejście pana blogera, dla którego seks jest jednocześnie nirwaną dusz i najniższym instyntem, któremu podlegają niecnotliwi gimnazjaliści z prezerwatywami.

Śmiejemy się z Gonczarowoskiego Obłomowa, który chce tylko zeżreć pieroga i żur, a potem leżeć, odpoczywać i spać. Zrywamy boki czytając Cher-Amoura pióra Nikołaja Siemionowicza Leskowa, który aktywność życiową ogranicza już wyłącznie do żarcia. Nie zauważamy jednak, że sami prowadzimy bardzo podobny styl życia, tylko że zamiast zaspokajania głodu, zaspokoić chcemy seksualną chcicę. Mnie takie podejście obrzydza.

To się nazywa anoreksja, panie bloger.

Tutaj mógłby zaprotestować uważny czytelnik: Hola! Ale przecież jeśli kocham swoją dziewczyną i chcemy być razem do końca życia, to czemu nie pozwalasz nam współżyć, hę?  Spieszę z tłumaczeniem – jeżeli nie jesteście pewni, że to ten jedyny/ta jedyna, to lepiej od razu się rozejdźcie.

To, czy to jedna jedyna powie nam pan bloger, albowiem w przeciwieństwie do wszystkich innych ludzi, posiada wiedzę na temat tego, co i z kim będzie robił za pięćdziesiąt lat, i czy za pięćdziesiąt lat będzie również sądził, że to jedna jedyna na całe życie. No, chyba że pan bloger ma jedne jedyne zmieniające się rotacyjnie.

(pewnie nie ma. ja mając lat siedemnaście nie miałam)

Natomiast jeśli oboje jesteście przekonani, że chcecie być ze sobą do grobowej deski, że Ty, kawalerze, chcesz przynosić jej bukiety czerwonych róż, budzić ją pocałunkiem i zarabiać na utrzymanie rodziny; a Ty, panno, że chcesz gotować mu obiadki i rodzić dzieci, to hajtnijcie się, bo c’est l’amour!

No żesz kurka, nie lubię kwiatków. Chyba nigdy się nie hajtnę, nawet jak mi Downey Junior podjedzie złotym trabantem pod blokowisko.

Dalej – jeśli już jesteście po zapowiedziach, to okres narzeczeństwa jest świetną próbą czystości i sprawdzianem z miłości i wierności.

Bo jak wiadomo, związek to coś w rodzaju kartkówki – siedzieć, nudzić się i nie ściągać (majtków).

 Te kilka miesięcy różnicy Wam nie zrobi, a nauczy, że można się bez seksu obyć.

A jeśli ktoś odkrył tę wielką prawdę życiową wcześniej, to może pominąć ten krok?

 Bo co się stanie, kiedy Twoja druga połówka wyjedzie w półroczną delegację albo do senatorium? Będziesz szukał(a) pocieszenia i zaspokojenia w ramionach kogoś innego? Lepiej zawczasu nauczyć się wstrzemięźliwości, by później nie myśleć o zdradzie.

Zaskakuje mnie mniemanie, że wstrzymywanie się z seksem przed ślubem to coś w rodzaju nabywania odruchu bezwarunkowego, i jak ktoś tego nie przejdzie, to jak tylko po ślubie nie będzie miał seksu przez dwa dni, to poleci grać w pornosie.

No panie Bloger, ale jak to tak, bez wypróbowania mam babsko brać do domu? Ten argument pozornie wydaje się być logicznym, dobrze jest sprawdzić, czy pasujecie do siebie w łóżku (np. czy druga strona zanadto nie ciągnie kołdry na swoją stronę) i czy Wasze pożycie będzie układało się dobrze. Problem tylko w tym, że jest to uprzedmiotowienie kobiety.

A jeśli chcesz sprawdzić, czy facio w nocy nie chrapie za bardzo, to uprzedmiotowienie faceta. W ogóle seks to uprzedmiotowienie i wcale nie jest tak, że jak jest fajny dla obu stron, to jest fajnie. Nie, wtedy jest bardzo źle, ponieważ:

Traktujemy ją wtedy jako zabawkę albo nawet jak ubranie, które możemy przymierzyć i dopiero potem decydujemy się, czy chcemy je kupić, czy nie. Czy Wy, drodzy panowie (zresztą panien dotyczy to w równym stopniu) chcielibyście dowiedzieć się, że byliście tylko na próbę, ale jednak sorry Winnetou, źle się ruchasz?

A więc idealne związki według pana blogera wyglądają tak – idzie se pan bloger ulicą, podchodzi do dowolnej kobiety wybranej metodą losową i prosi ją o rękę. Wtedy nikt nie jest uprzedmiotawiany i brany na próbę, aby zobaczyć, czy do siebie pasują.

Ostatni punkt to moja prywatna percepcja estetyczna. Brzydziłbym się kobiety – i tym samym nie mógłbym się z nią ożenić – w której była połowa gminy.

Oj, ja tam mam wrażenie, że pan bloger nie tylko takich kobiet się brzydzi.

Nie umiałbym pocałować ust tej jedynej ze świadomością, że tymi samymi, skądinąd słodkimi i ponętnymi ustami, ordynarnie uskuteczniała fellatio.

Wtedy łono, to już nie róża, która delikatnie rozchyla płatki, by spłynęły po niej życionośne soki, tylko bardziej… pysk buldoga.

(szeptem) Jak sądzicie, powiedzieć mu, że niektórzy ludzie czasami myją zęby?

Zatem jeśli nie chcę, by dziewczyny traciły swoją czystość, sam też ją zachowuję – aż do chwili, kiedy powiem wybrance swojego serca sakramentalne “Tak!”. I do tego czytelników namawiam.

Mamy więc przepis na idealny związek. Podchodzimy do losowej kobiety, sprawdzając jednak, czy nie jest gimnazjalistką z prezerwatywą robiącą fellatio. Prosimy ją o rękę. Później ona biega z pierścionkiem, a nam się wgrywa oprogramowanie, abyśmy później nie zdradzali. Jest ślub. Noc poślubna, nirwana, jednorożce, jesteśmy szczęśliwi do końca życia i płodzimy dzieci metodą in vitro, aby łono nie przypominało pyska buldoga  (biedne buldogi).

Tak więc alleluja i do przodu!

 
18 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 16 Maj, 2012 w Uncategorized

 

Tagi: , , ,